Mówią o nim Papa | ||
„U sierżanta, jak u papy śpi się i się je”, te lekko sparafrazowane słowa znanej żołnierskiej piosenki, jak ulał pasują do postaci kaliskiego radnego, prekursora i organizatora docenianej w całej Polsce akcji charytatywnej na rzecz potrzebujących, której pełna nazwa brzmi: Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie „Bank Chleba”, Grzegorza Chwiałkowskiego. |
||
Każdy miłośnik beletrystyki o tematyce wojskowej musiał nieraz napotkać na stronicach książek charakterystyczną postać dobrotliwego sierżanta. Najczęściej jest to krwisty, nie pozbawiony sympatycznych śmiesznostek bohater, z jednej strony mocną garścią utrzymujący w ryzach swych podkomendnych, a z drugiej darzący ich szczerą ojcowską miłością. Wielu autorów wojennych memuarów, takich właśnie sierżantów wspomina, jako tych, którym zawdzięczają zdrowie i życie. |
||
Już pierwszy kontakt z obdarzonym masywną posturą, czerstwym siedemdziesięciodwuletnim mężczyzną, nasuwa skojarzenie z sierżantem. I szybko się okazuje, jak trafne jest to skojarzenie, bo Grzegorz Chwiałkowski nie tylko dosłużył się w wojsku rangi sierżanta, ale te, w najlepszym tego słowa znaczeniu, „sierżanckie” cechy wykorzystuje tak w życiu, jak kiedyś w sporcie i pracy, a później także w niestrudzenie do dzisiaj prowadzonej działalności dobroczynnej. Kto wie, czy to nie umiejętności sierżanta Chwiałkowskiego decydują, że podjęta przez niego kilkanaście lat temu działalność na rzecz najpierw głodnych dzieci, a później stopniowo rozszerzana na coraz większą rzeszę potrzebujących pomocy ludzi, osiągnęła takie wielkie, widoczne gołym okiem znaczenie. |
||
Obserwacja codziennej akcji rozdzielania żywności, jaką od kilkunastu lat systematycznie i z zachowaniem elementów wojskowego drylu przeprowadzają wolontariusze dowodzeni przez Chwiałkowskiego, musi budzić refleksję, że nie przebiegałaby ona tak sprawnie, jeśli w ogóle byłaby możliwa, gdyby nie ta właśnie wojskowa żelazna dyscyplina i porządek. Dzięki temu kilkaset osób przychodzących codziennie po pomoc na ulicę Harcerską, spokojnie, bez przepychanek, otrzymuje to, czego oczekuje. Sprawność organizacyjna powoduje, że wszyscy w kolejce wiedzą, jak mają się zachować i tak się zachowują, dzięki czemu ich oczekiwanie jest skrócone do niezbędnego minimum. Kwalifikacje sierżanta bez chwili wahania wykorzystuje Chwiałkowski także wtedy, gdy trzeba w krótkich żołnierskich słowach zachęcić do pomocy przy przenoszeniu towaru niektórych młodych mężczyzn, którzy sami, owszem, z pomocy chętnie raczą skorzystać, lecz do wysiłku na rzecz innych trzeba ich z lekka przymusić. |
||
Dla zachowania wojskowego porządku niezbędna jest rutynowa powtarzalność pewnych czynności. Chwiałkowski trzyma się ustalonych przez siebie kilkanaście lat temu reguł, dzięki temu jego Bank Chleba, na przekór wielu przeciwnościom oraz paru – tak, tak, bo i tacy, choć to trudne do zrozumienia - ludziom, którzy chcieli mu tę działalność zakłócić, trwa i trwać będzie jeszcze długo. Sam prezes martwi się już o swego następcę i choć mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, to jednak znalezienie kogoś podobnego mu pasją, charyzmą i umiejętnościami, na pewno nie będzie łatwe. |
||
O wojskowej precyzji i dokładności, z jaką prowadzona jest dokumentacja finansowa i magazynowa Banku Chleba, nie ma potrzeby nikogo przekonywać, tym bardziej, że prezes ma tutaj wsparcie w osobie żony Mirosławy. Z równą pedanterią, jak księgi prowadzone jest archiwum dokumentujące osiągnięcia laureata Orderu Uśmiechu i wielu nagród i wyróżnień zaświadczających, że działalność tego kaliskiego pasjonata jest znana i podziwiana w całej Polsce. |
||
Uważniejsza lektura zgromadzonych w archiwum wycinków prasowych utwierdza w przekonaniu, że ten „Zwyczajnie Niezwyczajny” bohater jednego z odcinków pamiętnego programu TVP pod takim właśnie tytułem, przekładające się na głęboką wdzięczność ludzi, którym pomaga sukcesy, zawdzięcza systematyczności w działaniu i wojskowej, rutynowej powtarzalności. Liczni indagujący go dziennikarze, bowiem, jak żołnierze za panem sierżantem powtarzają w swoich relacjach te same opowiedziane im historie o karmieniu kaczek, o tym, co z tego wyniknęło, do kogo pierwszego udał się po pomoc i, w którym dokładnie momencie toczonej opowieści ich rozmówca nie potrafi powstrzymać wzruszenia. |
||
Taki jest Grzegorz Chwiałkowski, – pasjonat dobroczynności, który uważa, że „lepiej dawać, niż brać”, bokser płaczący nad niedolą dzieci, twardy sierżant o gołębim sercu. I za to kochają go jego podopieczni. |
||
Michał Osiecimski | ||
(„Nasz Rynek”, 23 września 2009 roku) |